wtorek, 28 listopada 2017

168. Nocą...

   Witam.
 Zamiast iść spać to siedzę i tracę czas na szukanie sama nie wiem czego w internecie 😒
W zasadzie to chcę zmienić tło na blogu, stare mi się znudziło. Jednak moje zmiany na razie jedynie dotyczyły czcionki, co w ostatnim wpisie nie wyglądało ładnie i tło jest takie bladowyblakłe. Czcionkę poprawiłam na taką zwyczajną. Jedyna pociecha, że litery sa jednakowej wielkości i trzymają się linijek. Jakby ktoś, coś, gdzieś widział/wiedział o ładnych tłach za free, to jakieś namiary poproszę.

 Dawno też nic nie pisałam o książkach, a od "Domu sióstr",o której pisałam troszkę tu - klik , przeczytałam z kilkanaście pozycji. Spis książek uaktualniany na bieżąco znajduje się  TU . 
A na stronie  LC , staram się o każdej coś napisać. Trochę mam tam do uzupełnienia 😓 
Jedna z pozycji bardzo była dla mnie wzruszająca i chciałam ją tu też polecić, ale że już jest jutro i trochę mnie bolą oczy, więc nie będę pisać o niej od nowa, tylko skopiuję fragment mojej własnej  notatki z LC. 
Chodzi o książkę "Uratować Sprit'a", którą napisał Mark R. Levin.
"Mark R. Levin jest słynnym dziennikarzem radiowym zajmującym sie tematyką polityczną. Ta książeczka natomiast opisuje osobiste przeżycia i wielkie emocje jego rodziny, które towarzyszyły im podczas leczenia adoptowanego psa.Historia Sprite'a ma formę jakby dziennika czy pamiętnika.Każdy rozdział to inna data w kalendarzu.Jest napisana zwykłym językiem,wręcz potocznym.Tak jak sami byśmy do kogoś opowiadali co nam się wczoraj przytrafiło.Rodzina Levinów na poczatku tej opowieści ma pieska o imieniu Pepsi.Kupionego jako małego szczeniaczka,którego od razu wszycy kochają.Z biegiem czasu i po wielu różnych zabawnych i dramatycznych wydarzeniach w rodzinie, przybywa Sprite. I nadchodzą zmiany.Bardzo szybko okazuje sie, że pies jest chory, ciężko chory. I zaczyna się walka,walka o życie...

Eh...no popłakałam się czytając,przypomniała mi sie moja suczka(mieszaniec pekińczyka)uratowana przed utopieniem.Przyniosłam ją gdy kończyłam podstawówkę(ona miała 4 tygodnie)rodzice sie zgodzili, żyła 12 lat-miała chore serce:( Maleńki piesek o lwim sercu.."

Pozdrawiam i życzę kolorowych snów-Mięta

2 komentarze:

  1. Mnie się przypomniał mój Brutusek. Był dużym wilczurem ale miał poważne problemy z alergią. Byliśmy przerażeni jak wypadało mu futro. A zabranie go do weterynarza to dopiero była przygoda. Żeby mu dać szczepionkę musiało go trzymać trzech mężczyzn (bał się bo dostawał kiedyś bolesne zastrzyki).
    Widzę, że przeczytałyśmy kilka tych samych książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mam wrażenie,że nawet bądź co bądź obce sobie osoby na odległosć coś łączy...choćby książki:)lub inne hobby:)I wtedy już nie są tak zupełnie obce:)

      Usuń