środa, 16 września 2015

140.WDiC

  Dziś się nie spóźnię:) Udało mi się w odpowiednim czasie usiaść do napisania tej notatki. Mimo, że usnęłam bardzo późno, po pierwszej w nocy z powodu burzy. Czy u was też było takie oberwanie chmury? U mnie jak lunęło wieczorem to tak padało mocno całą noc, dosłownie tafla wody, dopiero koło piątej rano przestało. W zasadzie jak woda w sierpniu, w połowie wyparowała z rzek i jezior to prędzej czy później musi spaść tylko nie wiadomo gdzie i w jaki sposób. 
 Teraz się wypogodziło,cieplutko jest i słoneczko świeci :)Taki ten wrzesień w kratkę jest, ale mam nadzieję, że będzie piękna i kolorowa jesień.
 Wpis bez tytułu(chyba że wymyślę jakiś później) ponieważ nic nowego nie robię. Nadal siedzę nad kolorowym sweterkiem(albo kamizelką jak mi włóczki nie starczy) Tylko książka inna. Skończyłam drugi tom "Pana Lodowego Ogrodu" i wcale się nie zawiodłam, nadal akcja zaskakuje i mocno wciaga. W przerwie oczekiwania na następne tomy(w bibliotece obiecali odłożyć zaraz jak wrócą) czytam "Studnię życzeń" Katarzyny Leżeńskiej. Nie mogę nic swojego napisać na jej temat ponieważ za mało jeszcze przeczytałam, by sie wypowiadać.Więc fragment od wydawcy:
"Nieoczekiwanie Hanka trafia na ślad tajemnicy rodzinnej...poznaje dzieje kobiet ze swej rodziny. 
W barwnych opowieściach ożywają ludzie mieszkajacy na Podlasiu w latach międzywojennych....Uświadamia sobie, że jej tragedia nie jest ani wyjatkowaa,ani tak wielka by mieć żal do całego świata.Musi podjać ryzyko, przezwyciężyć stare lęki..."


Wpis podpinam pod cotygodniowe,środowe wspólne dzierganie i czytanie u Maknety Banerek na pasku.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie :) 

czwartek, 10 września 2015

139. Tym razem dookoła.WDiC

 
   Jestem zła....napisałam tyle, że ho ho...a tu mi nie zapisało :(
I muszę od nowa, i wiem że już nie uda mi się tak samo ładnie.
To wszystko przez to ślimacze tempo,zamiast sie jakoś sprężać, działać szybciej, używac tych wszystkich ważnych przycisków przy redagowaniu tekstu(zapisz) to ja, jak te slimaki ledwo, ledwo 
albo jak jakis zwierz co to musi w sen zimowy zapaść niemrawo 
się zastanawia czy już się kłaść czy za chwilę...
  Wróciwszy do tematu.Ponieważ wczoraj była środa, a środy to wspólne czytanie i dzierganie z Maknetą(odnośnik na pasku bocznym)to i o tym co szydełkuję i o książce będzie.
   Jakiś czas temu, zaczęłam robić sweter ogoniasty (klik,klik) z włóczki zdobycznej. W zasadzie darowanej a nie zdobycznej;) Ostatnio jednak przestał mi się podobać. Nie sam pomysł takiego swetra, tylko to co mi wychodziło. Te okropne abstrakcyjne ułożenie kolorów, jakieś plamy bez ładu i składu. Więc wzięłam i wszystko sprułam. I zaczełam od nowa tym razem od środka pleców do okoła, jak serwetkę na planie koła. Może tym razem nie spruję zanim skończę.hym..zobaczymy.
  W czasie przerw od słupków po okręgu czytałam książkę Jarosława Grzędowicza"Pan Lodowego ogrodu"-tom. Książka tak mnie wciągnęła, że zupełnie straciłam poczucie czasu.Nie zauważyłam kiedy uciekł mi cały wieczór i pół nocy.




   Książka jest powieścią fantasy z elementami sf. Bohaterem jest Vuko Drakkainen z matki Polki, ojca Fina a wychowany w Chorwacji. Taka mieszanka kulturowa robiła z niego dobry nabytek  dla zespołu statku kosmicznego, który miał zabrać naukowców z obcej planety. Niestety z pewnych przyczyn zamiast całego zespołu, na obcą planetę zostaje wysłany tylko Vuko. Ma on za zadanie znaleźć ekipę naukowców, którzy od dwóch lat nie dają znaku życia i zabrać ich do domu. Ma też zezwolenie na "posprzątanie" po ich pracy jeśli złamali jakiekolwiek dyrektywy. Planeta Midgaard jest podobna do Ziemi, ma swoją faunę i florę jednak niepodobną do ziemskiej. Ma również swoich ludzi i podobno działa tam magia. Żeby Vuko  nie wyróżniał się za bardzo z pośród mieszkańców został odpowiednio przygotowany. Zmieniono mu wygląd oczu i wszczepiono mu do głowy pasożytniczego grzyba Cyfrala, który między innymi powoduje, że Vuko rozumie tamtejszą mowę jak własną.  Zadanie wydaje sie proste;wylądować, dotrzeć do bazy, zabrać naukowców i wrócić. Jednak tuż po wylądowaniu  Drakkainen mało nie ginie,gdy sprzęt niepoprawnie zaczyna działać. I od tej pory, nic nie jest takie jak powinno być. Gdy czytając podróżujemy z Vuko równocześnie poznajemy nastoletniego następcę Tygrysiego Tronu, któremu w innym miejscu planety cały jego dotychczasowy świat wali sie w gruzy. Cała książka jest napisana w taki sposób, że na zmianę raz wędrujemy z naszym bohaterem, by za chwilę być na drugim końcu świata i niepokoić się o losy młodego władcy. 

**
Już kończę drugi tom i zastanawiam się czy w bibliotece mają następne.

poniedziałek, 7 września 2015

138. Koniec lata.

  I skończyły sie wakacje i upalne dni.  I zimno się jakoś zrobiło,wietrznie. Już drugi tydzień września mamy. Szkoła się zaczęła u córki, więc musiałam się przestawić na inne tory. Trochę to trwało.
  Gdy były jeszcze upały czytałam książkę od której aż wiało mrozem, a jednak to piękna powieść jest. Latem zapomniałam o niej wspomnieć.Chodzi mi o 

Dziecko śniegu-Eowyn Ivey

Ponieważ w tej chwili już jest wieczór i jeszcze mam trochę pracy w domu, to do przeczytania ciekawych recenzji o tej książce zapraszm tutaj(klik,klik)
P.S: Ponieważ dowiedziałam się, że się nie chce niektórym skakać po innych forach,to postanowiłam i tu wkleić to co napisałam na lubimy czytać(i tam i tu jest to moja własna notatka)
Powieść ta jest pełna smutku,tęsknoty a jednocześnie pełna nadziei i miłości.
  Główni bohaterzy to małżeństwo Mabel i Jacka, które w wyniku traumy po stracie dziecka wyrusza na odległą Alaskę. By spróbować poukładać swe życie na nowo. Ale co to za życie w czasch, gdy samemu trzeba karczować pole pod uprawę i ma się tylko niezbyt spokojnego konia do pomocy, gdy brakuje wszystkiego,gdy nie wiadomo czy uda sie przezyć do wiosny, gdy zostaje się całymi dniami samemu w maleńkiej chatce gdzieś na końcu świata ze swoim żalem? Gdy do najbliższego "miasteczka" jest minimum  godzina jazdy wozem. Gdy nie potrafi sie rozmawiać o tym co nas gnębi z najbliższym nam człowiekiem Jak łatwo jest wtedy się poddać...
 Na szczęście w nieszczęściu, znaleźli się tam też ludzie chętni do pomocy,znaleźli sie przyjaciele. I jak w bajce czytanej w dzieciństwie,w największy śnieg, w największy mróz niewiadomo z kąd pojawia się tajemnicza dziewczynka, o równie tajemniczym imieniu Fajna i ona zmienia wszystko...
 W powieści jest fenomenalnie przedstawione piękno surowej zimy, dalekiej Alaski, trud a jednocześnie zadowolenie z ciężkiej pracy i miłość, która potrafi zaistnieć w ciężkich wrunkach.
 Występuje też nawiązanie do baśni o śniegowej dziewczynce. I bez względu na to jaką jej wersję znamy, w każdej kończy się ona źle. Również i tu zakończenie nie jest happy, jednak zostawia nadzieję na dalsze lepsze juro.

Według mnie jest to książka godna polecenia.
Polecam tę książkę gorąco.

środa, 19 sierpnia 2015

137.Następna czytelnicza środa :)WDiC

 Witam :)

  W zeszłym tygodniu mnie nie było, wyjechałam sobie do rodziny do Kielc. I nic twórczego nie robiłam, tylko chodziłam na basen z córką i odwiedzałam znajomych. Byłam również na  planowanym tam od kilu miesięcy spotkaniu klasowym z ....podstawówki. Niektórych osób nie widziałam od jej zakończenia, czyli bardzo, bardzo dawno,w zasadzie to w innym wieku he,he. Inne zanim sie przeprowadziliśmy do Łodzi gdzieś się widywało w przelocie ;) Prawie wszystkie osoby poznałam. Problem miałam z dwoma kolegami, musieli mi się przypomnieć kto zacz ;) Nie wszyscy jednak mogli być. Zdarzenia losowe u kilku osób, dwie mieszkają w Stanach( mieszkańcy z Angli dojechali ) Łącznie było ponad dwadzieścia osób i było super !!

 W ramach dzisiejszej środy u Maknety (banerek na pasku) pokażę torbę, która zaczełam kiedyś robić z raffi. O raffi pisałam TU ale nie pokazywałam jej do tej pory. Nie byłam pewna czy skończę to co wtedy zaczęłam. Raffia jest dość ciekawym materiałem do różnych prac. Szydełkowo dla mnie za sztywna. Jednokolorowej jest więcej w kłębku niż tej multi. Torbę chciałam mieć dużą, żeby mi się np.zmieścił koc i ręcznik.
Uchwyty i podszewkę wszywałam w tym tygodniu więc się nadaje do pokazania dziś. Fotki kiepskie(niestety nadal brak aparatu) Podszewka tak jak wierzch też w paski. I myślę,że chyba uchwyty za jakiś czas poprawię.

           


  Czytelniczo skończyłam "Szyfr Szekspira"-Jennifer Lee Carrell. Zaczynałam ją czytać chyba z dwa razy, mam ostatnio pecha do  "dziwnych" książek. Dopiero poza domem zaczęłam kolejny raz i wciągneła mnie fabuła. Katharine Stanley reżyseruje sztukę Szekspira "Hamlet" w słynnym teatrze Globe w Londynie. Na próbę przychodzi dawna promotorka Kathariny,nie widziana kilka lat profesor szekspirologii z Uniwersytetu Harwarda Rosalind Howard, zostawia jej małe pudełeczko...
 - Co to jest?
- Przygoda. A do tego tajemnica – odparła Roz, nachylając się ku mnie z uwagą. Gdy wsunęłam palce pod wstążkę, powstrzymała mnie gestem, zielonymi oczami patrząc mi badawczo w twarz. - Jeśli to otworzysz, musisz podążyć tam, dokąd cię zaprowadzi.

...i prosi o spotkanie wieczorem w mieście. Bardzo niechętnie młoda pani reżyser się zgadza. Na umówione spotkanie jednak Rosalind nie przychodzi. Gdy Kat postanawia wracać do domu widzi łunę od pożaru. Ma wrażenie,że ktoś ja obserwuje. Orientuje się, że to płonie Globe. Na szczęście nie ucierpiał sam teatr, a jedynie budynki techniczne. Niestety w teatrze znaleziono martwą profesor Howard. Kat postanawia dowiedzieć się, co skłoniło do przyjazdu Ros i co jest w pudełeczku. Co znalazła Rosie ,że przypłaciła to smiercią?  Chęć rozwiązania zagadki związanej z prezentem poprowadzi ją do różnych miejsc i krajów. A wszystkie te miejsca będą niezaprzeczalnie związane z Szekspirem. Na dodatek morderca jest tuż za nią i giną następne osoby, a każda śmierć jest  jak wyjęta ze sztuk słynnego dramaturga. Podczas śledzenina poczynań bohaterki dowiadujemy się jak niewiele wiemy o Szekspirze, kim tak na prawdę był?
 Powieść mimo natłoku miejsc, nazwisk i koligacji, mnóstwa dat jest bardzo wciągająca. Mnie najbardziej męczyły te nazwiska. (słabą pamięć mam do obco brzmiących nazwisk)Musiałam czasem wracać kilka lub kilkanaście kartek, by się nie pogubić kto z kim i dlaczego ;) 

  

czwartek, 6 sierpnia 2015

136. Trochę tego i owego i misz-maszowy szalik. WDiC

 Jest takie gorąco, że wczoraj byłam z córką na basenie. Przy okazji zabrałam też syna od sąsiadów, biedaczysko sam siedzi w domu i szkoda mi się go zrobiło, a tak miał radochy trochę. Dzieciaki chciały cały dzień tam siedzieć, ale niestety wszystko zjadły i wypiły i trzeba było wracać. Przebitka cenowa na napoje lub coś do jedzenia jest tak duża na tego typu obiektach, że nie stać mnie na takie luksusy. Natomiast być za jucznego wielbłąda ja się nie piszę. A po powrocie nie miałam czasu na zaglądanie tutaj i dlatego piszę dziś. 
 Wczoraj była środa i cotygodniowe spotkania u Maknety z cyklu: "Współne dzierganie i czytanie". Zrobiłam fotki telefonem, nie są zbyt dobrej jakości, ale niestety jak znalazłam znawcę od naprawy aparatów i powiedziałam, że mój zaledwie 4 letni aparat odmówił współpracy to usłyszałam, bądź co bądź od bardzo miłego pana, że to już stary aparat jest. Rozumiecie to ? Stary!! Stary to według mnie taki jak ma z 20 lat(mamy takiego zenita lustrzankę i dotąd działa) a tu prosze 4-ro letni i stary. No ale cóż robić, pytanie co z naprawą. Ano jak rozkręci i sprawdzi co sie zepsuło to będzie wiedział czy się da naprawić, i mam się zastanowić ponieważ naprawa ok. 160 zł(może być więcej ale nie mniej) a nowe tego typu kosztują od 360 .Więc się kolejny dzień zastanawiam...
  Z kolorowej włóczki z odzysku zrobiłam w końcu szaliczek na palcach,taki w zasadzie ozdobny ale jednak szaliczek:) I jego podpinam też do Maknety :) (klik, klik)  Z tej bledszej robię inny, szydełkiem same słupki reliefowe. Zobaczymy jak wyjdzie. 











Czytelniczo skończyłam w końcu "Wołanie z oddali", o której napomknęłam tu .
I jakby tu napisać...

Przyzwyczajona jestem przez wielu autorów trilerów, kryminałów czy książek sensacyjnych do jakiejś akcji, do działania, że się coś w tych powieściach dzieje. A czytając tę po prostu momentami starsznie się nudziłam. Nigdy jeszcze żadna ksiażka nie zajęła mi tyle czasu. Nawet nie lubiane lektury w szkole. 
  Powieść zaczyna się ciekawie, w dziwnej sytuacji znajduje się mała dziewczynka, musi leżeć na podłodze w samochodzie, tak każe jej mama...Potem poznajemy głównego bohatera Erika Wintera 37-letniego komisarza jednostki śledczej w Goteborgu(Szwecja),który ma spore problemy osobiste. Poznajemy też innych jego współpracowników. W mieście trwa festyn, wielki upał, hektolitry piwa i tłumy ludzi na ulicach powodują jakiś bliżej nieodgadnięty niepokój, a w pobliżu jeziora sporo oddalonego od miasta zostaje znaleziona zamordowana kobieta,bez żadnych dokumentów. Policja nie potrafi jej zidentyfikować, więc postanawia poprosić o pomoc społeczenstwo publikując jej zdjęcie,które tak na prawdę niewiele wnosi do sprawy. Równocześnie w centrum miasta dochodzi do strzelaniny prawdopodobnie miedzy gangami, a tuż przed posterunkiem, w którym pracuje główny bohater jakiś cudzoziemiec w autobusie straszy, że zabije własnego syna.W trakcie trwania dochodzenia  pojawia się wiele wątków pobocznych w zasadzie nie mających nic wspólnego z głównym. Być może pisarzowi chodziło o pokazanie pracy policji kryminalnej takiej jaka jest w rzeczywistosci. Pełno różnych poszlak, danych nie mających niby nic ze sobą wspólnego, a które jednak trzeba starannie zabezpieczyć. W tej powieści jest coś co mnie osobiście wprowadzało w rozdrażnienie, fragmenty oderwane od całości, migawki wspomnień nie wiadomo kogo dotyczące. Czynności powtarzalne jak wyliczanie zdejmowanego ubrania czy za częste według mnie wciskanie nazwy zespołu muzycznego, którego bohater słucha i dziwne dialogi z byłym szfagrem bandziorem.
Długie dochodzenie, które wyprowadza Erika z równowagi w pewnym momęcie cofa się w przeszłość. Musi jechać do Danii ponieważ jego zdaniem obecna sprawa może być powiązana z napadem na bank z przed kilku dekad. W miedzyczasie dowiadujemy się, że zamordowana miała córeczkę,która zniknęła. 
  Powieś zaliczana do objetościowo wielkich, a jednak jakby niedokończona, nie wszystko zostało wyjaśnione, co według mnie powinno, jakoś mętnie tak. W zasadzie jest to powieść z drugim dnem, niby codzienna praca śledczych, niby trudna sprawa a jednocześnie ukazana straszna samotność ludzi wśród ludzi.  

Zaczęłam czytać "Szyfr Szekspira"Jennifer Lee Carrell.
I pokaże wam jeszcze pewną fotkę... myślałam, że mam zwidy i kolibra widzę he he...

  widzicie ? To małe latające, brązowawe ? Zupełnie jak koliber :) Wiecie jak się toto małe nazywa? Ja musiałąm poszperać w necie by wiedzieć...to jest ćma. Tak w samo południe latała i wyglądała jak koliberek a to ćma jest.Nazywa się Fruczak gołabek. Ładnie prawda ?:)